dzisiaj: 138, wczoraj: 136
ogółem: 1 560 109
statystyki szczegółowe
Pierwszy odcinek Opowieści Bolczewskiego przyjął się z pozytywnym przyjęciem (negatywne opinie ignoruję przynajmniej w takim stopniu jak to, że nie potrafię grać w piłkę, a mimo tego i tak usiłuję kopać futbolówkę), na życzenie obu fanów postanowiłem poświęcić jeszcze kilka chwil na następne wypociny. Zapraszam do lektury.
Kliknij "więcej". Tak, w dalszej części też jest treść.
Zapewne zastanawiacie się (albo i nie) o czym postanowiłem napisać tym razem. Cóż, ostatnio poruszyłem wątek funkcjonowania klubu na lokalnym, a według powszechnej opinii brutalnie niskim poziomie. Dotknąłem też problemów z jakimi borykają się te wszystkie LZS-y, GKS-y, CKS-sy, CKM-y. Pisząc o piłce nożnej w Polsce, szczególnie w tak folklorystycznym wydaniu nie mogę pominąć pewnej kwestii. "Nie ma futbolu bez alkoholu", "Kto nie pije, ten kapuje" "Na pohybel abstynentom" - tak, poniższy tekst będzie o alkoholu w świecie sportu. Świecie B-klasy, a jego tytuł dumnie zabrzmi:
Alkohole B-Klasy
-Dzwoniłeś?
-Dzwoniłem trzy razy. Nie odbiera
-K*wa
Po pięciu minutach wśród w głowy zgromadzonych w szatni ludzi wkrada się lekkie zdenerwowanie. Po dziesięciu nasila się. Po piętnastu uczucia przechodzą kolejno od strachu, paniki, poprzez gniew, aż po rozczarowanie i bezsilną rezygnację. Po dwudziestu dzwoni telefon.
-Będzie!
Na dziewiętnaście minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego pojawia się on. Może nie cały na biało, ale na pewno blady. Nie licząc podkrążonych oczu. Gwiazda drużyny przed drzwiami szatni dogasza peta, wchodzi dziarskim krokiem i pyta:
-Ma ktoś browara?
Na pewno zastanawiacie się, jak ktoś taki może grać? Kto go wpuści na boisko? Dlaczego gra on, a nie młody, który nie opuścił żadnego treningu? Otóż zapytałem kiedyś o to zaprzyjaźnionego trenera:
- X musi grać? Przecież on mentalnie jeszcze jest na dyskotece. To pijak!
- Może i pijak. Ale na boisku czarodziej.
No i rzeczywiście, X na kierownicy zagrał po profesorski, zszedł w 70-tej minucie przy bezpiecznym wyniku, oczywiście zanim dotrał pod prysznic uzupełnił płyny. I to nie Świtezianką. Młody, który poszedł wcześnie spać, jest w treningu, zmienił X-a i zawalił bramkę. Bądź tutaj mądry.
Oczywiście to jeden przypadek na sto, gdy nawiany gwiazdor z gracją zmienia nad ranem lakierki na lanki, a potem niczym Bravehart Waleczne Serce pod Stirling prowadzi swoją bandę świrów po pewne trzy punkty. Niestety o wiele częściej, jeśli taki delikwent w ogóle pojawi się ze sprzętem chętny do gry, to kończy się to zdecydowanie gorzej. Czasami niweczy to całoroczne starania drużyny. Sam spotkałem się z sytuacjami, gdy przed najważniejszym meczem sezonu kilku znajomków spod jednego herbu odpala fajerwerki, a na drugi dzień odnosimy sromotną klęskę. Albo na ciężki mecz wyjazdowy dwóch elementów z pierwszego składu przyjeżdża po weselu i brakuje czasu na odrobienie strat z pierwszej połowy.
Z jednej strony trudno dziwić się zawodnikom, którzy od czasu do czasu wieczór poprzedzający mecz ligowy spędzą nie przy herbacie. Wszakże to prawie trzy miesiące rozgrywek bez wolnej niedzieli, a w tym czasie często wypadają chrzciny, osiemnastki, pięćdziesiątki. parapetówki czy też urodziny najlepszego kumpla (dlatego staram się kolegować z tymi urodzonymi zimą lub latem). Wiadomo, nikt nie będzie w stanie być na każdym meczu ligowym (albo prawie nikt), takie absencje są wliczone w sezon. Jednakże inicjowanie suto zakrapianych imprez, szczególnie wcielając się w rolę szatana kusiciela wobec innych kolegów z drużyny jest już prztyczkiem w nos organizmowi klubu. Celowe osłabianie zespołu to brak szacunku dla trenera, kibiców oraz oczywiście pozostałych boiskowych kompanów. Warto tutaj rozgraniczyć użycie od nadużycia. Nikt nikomu nie broni, by do kolacji wypić lampkę wina z dziewczyną,albo jedno lub dwa piwka do wieczornej randki z PKO Ekstraklasą (tutaj to nawet wskazane). Ale gruby balet do odcięcia niszczy nie tylko zdrowie i finanse, ale i marzenia o dobrym sportowym wyniku. I to nie tylko marzenia pijącego. Dlatego też PIJ ODPOWIEDZIALNIE!
Dobra, nikt nie lubi moralizatorów, a że Bolczewski prowadził żywot niczym bohaterowie książek Bukowskiego sam święty nie jest, przejdźmy do drugiej części tego tekstu. Co odróżnia futbol globalny, profesjonalny od tego na najniższych szczeblach? Ogromne pieniądze? Umiejętności? Zainteresowanie mediów i kibiców? Stadiony? Jeśli odpowiedzieliście twierdząco to... macie k*wa rację. Ale jest coś jeszcze. Idąc na meczyk swojego ulubionego B-klasowego zespołu (albo w sumie dowolnego klubiku), możesz z zupełną swobodą i nieograniczoną wolnością ze strony służb porządkowych zaplanować nawodnienie podczas oglądania piłkarskiego spektaklu. Co zabrać ze sobą na taki meczyk? Cóż czynników wpływających na optymalny wybór napitku jest całe mnóstwo- zaczynając od różnorodności godzin rozgrywanych meczów, lokalizacji boiska, obecnej pogody, aż do po prostu preferencji smakowych kibica. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy w majowe niedzielne popołudnie wchodzimy do lokalnego sklepu wraz z kilkoma kompanami gotowymi wspierać swoją obecnością miejscową drużynę. Aura dopisuje, słońce pięknie świeci, wiatr absolutnie nie przeszkadza, co wybrać? Jako, że mecz piłkarski składa się z dwóch połów, dlatego też zaproponowałbym po jednym piwku na każdą z nich, a piętnastominutową przerwę wypełniłbym zgrabną butelką z kolorowym napojem wyskokowym zwaną potocznie setką, bombką albo małpką. Naturalnie to tylko propozycja, konfiguracje i proporcje można dowolnie modyfikować kierując się gustem i możliwościami. A gdy robi się chłodniej? Cóż, z własnego doświadczenia polecam czarną, mocną kawę wzmocnioną 100mililitrową dawką mocy. Na zdrowie! A co z popularnymi flaszkami? Osobiście odradzam picie ich w trakcie oglądania meczu. Zbyt wiele nam ucieka wtedy z tego co dzieje się na boisku, zaburzona percepcja nie pomaga we właściwym odbiorze widowiska, a czas poświęcany na celebrację picia może przysłonić nam jedyną spektakularną akcję spotkania. Podsumowując chciałbym rzucić znaną i lubianą sentencją "Alkohol pity z umiarem nie szkodzi nawet w dużych ilościach". Do następnego!