dzisiaj: 77, wczoraj: 136
ogółem: 1 560 048
statystyki szczegółowe
Witajcie Kochani oraz Ci, którzy nam nie kibicują. Dawno mnie tutaj nie było, niestety ze względu na stan epidemii musiałem #zostaćwdomu. Jeśli akurat nie masz nic lepszego do roboty zapraszam do lektury.
Jak rzyć? Pytaliście mnie dzień po wywiadówce. Jak żyć? Pytacie mnie i teraz - w czasach panowania Jaros wirusa w koronie. Nie będę zajmował się zasadnością wprowadzanych restrykcji, wszelakimi teoriami spiskowymi (choć wiele z nich jest bardzo barwnych), ani nawet nadchodzącymi wyborami. Po prostu cytując znanego powszechnie Pana Zbigniewa: Szkoda gadać... Nad czym więc będę strzępić ryja? Nad tym czego brakuje nam najbardziej. Nad B klasą. Piłką nożną. Sportem.
Treningi, sparingi, wypełnione dokumenty, przeprowadzone transfery, odkurzone getry i ochraniacze. Rozpiska z meczami na honorowym miejscu na lodówce. Zaznaczone na czerwono Derby Parafii. Wszystko na nic z powodu tej przebrzydłej epidemii, która miesza nie tylko w świecie wielkiego sportu - zawodowej piłce nożnej, ale również i w głowach stęsknionych zapachu grzyba na ścianie prysznica w szatni z betonowej płyty zdrowej rywalizacji piłkarskich amatorów. Zwyczajni zjadacze chleba, listonosze, hydraulicy, rolnicy i sprzedawcy. Wszyscy Ci, którzy w niedzielę przebierali się za piłkarzy i dawali upust całotygodniowej frustracji muszą teraz obejść się smakiem. Bo Moi Drodzy to właśnie potrzeba rywalizacji popycha nas do wstąpienia w szeregi pobliskiego LZS-u. Facet musi rywalizować, taka jest jego natura. Konkurować może na różnych polach. Najbardziej zadbany ogródek wśród sąsiadów. Najładniejsza żona. Kariera zawodowa godna Wilka z Wall Street. Największa złowiona ryba na wędkowaniu z kumplami. Facet musi rywalizować i kropka. Co teraz, gdy jesteśmy odcięci od cotygodniowej dawki emocji? Ból jest tym większy, iż brakuje nam też substytutu którym była Liga Mistrzów, Ekstraklasa, Liga Białorusi, piłka reprezentacyjna. To co można obejrzeć w telewizji przy schłodzonym browarku również zostało nam zabrane. Wałkowany po raz siódmy Harry Potter czy Leon Zawodowiec nie jest w stanie wypełnić tej luki. Gdy Frodo deklaruje gotowość podróży do Mordoru Twoje myśli błądzą gdzieś indziej... Ach jak smakuje poniedziałkowa kawa po niedzielnym wygranym meczu... Jak gęsta jest atmosfera przed meczem derbowym... Jak ciężko jest zebrać skład w okresie komunijnym... Kiedy pod prysznicem jak zwykle sikasz uciekasz w marzenia: w ostatniej minucie zdobywasz zwycięską bramkę przewrotką z połowy, dryblujesz niczym Neymar, Ronaldinho i Piotrek Gaszczyński w jednym, u kibiców diagnozujesz syndrom sztokholmski - swoją grą porywasz ich tak bardzo, że zakochują się w Tobie bezgranicznie. Podczas codziennej egzystencji wszystko przypomina Ci B klasę: rześki smak melona, gar bigosu, mróz za oknem, dziurawy ręcznik... Głowy szarych ludzi takich jak my to nie głowy wybitnych pisarzy, poetów, reżyserów. Emocje musimy gdzieś wyeksportować. Gdy zabrano nam możliwość legalnego biegania, beztroskich eskapad rowerowych, czy też samotnych wypadów wędkarskich zadajemy sobie pytanie ile można pić co mamy teraz robić? Z autopsji mogę rzucić garścią przykładów. W pracy ustawiliśmy tarczę do rzutek i graliśmy. Oczywiście na punkty. Sportowe zestawienia, rankingi czy quizy to standard przy popołudniowej kawce. Ba, sam nawet stworzyłem ze dwa quizy. Ściągnąłem jakąś grę, w której możesz sprawdzić swój poziom wiedzy na tle innych jej użytkowników. Niby nie brzmi tragicznie (dobra, przeczytałem to jeszcze raz, jednak brzmi), jednak czymże to jest wobec męskiej rywalizacji na murawie? Po przegranej z jakimiś ogórkami, po treningu na który przyszły trzy osoby, po meczu w którym byłeś bardziej fatalny niż słynny wywiad Kucharczyka zastanawiałeś się na co Ci to wszystko. W takiej chwili jak ta już wiesz. Oczywiście, człowiek ma inne priorytety: rodzina, praca, zdrowie; aczkolwiek zabierając mu pasję tworzy się w jego sercu wyrwę, którą ciężka załatać.
Innym problemem spowodowanym odcięciem od sportu są... bebzole rosnące szybciej niż włosy, których nie może dostać pod swoje nożyczki Twój ulubiony barber. Można w tym oczywiście szukać plusów, sam odkryłem w sobie zdolności kaletnika dorabiając kolejną dziurkę w pasku, jednak chyba nie o to chodzi. Trochę przykre jest to, że trzeba kombinować, aby wyjść na głupi rower. Chcąc nie chcąc trzeba zacisnąć zęby i czekać. Ale czekać aktywnie, nie biernie. Dbajmy o zdrowie, formę i rodzinę, bo to podstawa, byśmy mogli już za kilka miesięcy pojawić się na wytęsknionych kartofliskach. Tymczasem jeśli masz jakiś temat, który powinienem poruszyć - zapraszam do kontaktu, chętnie zmierzę się z wyzwaniem. A jak to przed chwilą powiedział mój syn "Łuu wuu łuuu" i cokolwiek to znaczy, tym pozytywnym akcentem chciałbym się z Wami pożegnać. Do następnego!